Blog poświęcony Anime Durarara!! Znajdziesz tu opowiadania yaoi (mężczyzna x mężczyzna) Shizaya (Shizuo x Izaya), Izuo (Izaya x Shizuo) i IzaKida/Kizaya (Izaya x Kida). Jeśli nie tego szukałeś i treści tu przedstawiane ci nie odpowiadają prosimy o opuszczenie tego bloga. Pozostałych zapraszamy do czytania.

niedziela, 14 września 2025

Prezent à la Orihara 5

Kiasarin: Jak stary mówi, że zrobi to zrobi, nie trzeba mu co pół roku przypominać. Ale dekada? Nieźle się porobiło co? Nie sądziłam, że kiedyś to naprawdę skończę. 

Z pozdrowieniami i dedykacją dla Scienti. Nawet nie wiesz ile we mnie wywołała twoja wiadomość ;*

Dzięki dodanym dzisiaj rozdziałom 3-5 mam zaszczyt ogłosić, że oficjalnie kończymy to opowiadanko.  I ostatnie, najważniejsze: Enjoy~!


Rozdział 5

Chyba przysnął. Czym oni go nafaszerowali? Zamrugał zamroczony i potrząsnął głową, próbując przywrócić sobie pełną świadomość. Dźwięki otoczenia były inne — głośniejsze. Ktoś stał bardzo blisko jego więzienia.

— Gotowi!? To na trzy, czte-ry!

Izaya zacisnął powieki, gdy oślepiło go mocne światło. Usłyszał gwar i śmiechy wokół, a potem błysk flesza. Spróbował otworzyć oczy. Pierwsze, co zobaczył, to wyjątkowo zdumiona twarz Shizuo, który wpatrywał się w niego osłupiały. Blondyn trzymał w dłoniach ogromne fioletowe wieko kartonu z przyczepioną monstrualną, różową kokardą.

Po plecach informatora przebiegł dreszcz. To zdecydowanie nie była pozycja, w której chciałby się znajdować. Podniósł się do siadu. Panika ogarnęła go w jednej chwili. Nie miał wiele czasu, zanim Shizuo połączy fakty. Musiał uwolnić się, nim blondyn wpadnie na pomysł zakończenia jego życia.

— Rozwiążcie mnie, do cholery! — ryknął.

Jego krzyk zagłuszyło strzelające w górę konfetti. Shizuo otrząsnął się z osłupienia. Izaya, widząc, że ten wyciąga rękę, odruchowo zamknął oczy i skulił się w sobie. Mógł udawać nieśmiertelnego, ale w tej chwili zagrożenie było realne.

Ku własnemu zaskoczeniu poczuł, jak dłonie Shizuo chwytają za liny i jednym ruchem rozrywają więzy. Nie wierzył, że to się dzieje, ale nie miał zamiaru testować granic swojego szczęścia. Zerwał się na równe nogi. Obmacał kieszenie spodni, licząc, że znajdzie scyzoryk. Nic. Tylko same spodnie były podejrzanie obcisłe.

Rozejrzał się gorączkowo, szukając improwizowanej broni. Zauważył kątem oka Celty i Shinrę, a w innym rogu Mikado i Anri. Co tu się, do cholery, działo!?

— Wszystkiego najlepszego, Shizu-tan! — Mairu pojawiła się nagle, ciągnąc Shizuo za rękę. Na drugiej uwiesiła się Kururi. — Prawda, że nasz prezent był najlepszy? — zapytała, unosząc palec w górę.

Izaya poczuł, jak ktoś narzuca mu na ramiona koc. Odwrócił się i dostrzegł Kadotę, który z lekkim zawstydzeniem podał mu kubek z napojem. Informator warknął i wyrwał go. Spojrzał podejrzliwie na zawartość, po czym upił łyk. Gardło miał wyschnięte na wiór.

— Zemszczę się — wysyczał.

— To ja ich powstrzymałem przed przebraniem cię za pokojówkę — odparł Kadota, unosząc ręce w obronnym geście.

— Za to dodał ci muszkę — dorzucił rozbawiony Togusa, ignorując panikę na twarzy Kadoty.

— Na tobie też się zemszczę. Pilnuj samochodu — mruknął Izaya. Prychnął i zarzucił koniec koca na ramię jak płaszcz, odwracając się gotów odejść po królewsku.

Potknął się jednak o karton, w którym jeszcze przed chwilą siedział, i runął do przodu. Złapał go Shizuo. Blondyn wyciągnął go z pudełka i delikatnie postawił na podłodze. Izaya zauważył, że Shizuo co jakiś czas zerka w dół.

Uśmiechnął się cwaniacko, muskając kokardkę na swojej szyi palcami.

— No co? Przyznaj, że beznadziejny ze mnie prezent.

Był pewien jednego: jego siostry nie mogły sprawić Shizuo radości, sprowadzając go na urodziny. To musiała być impreza dla blondyna. Izaya rozpoznał wnętrze zamkniętej niedawno sali Russia Sushi. Dekoracje wyglądały na ręcznie robione — najprawdopodobniej sprawka Mikado i Anri. Prezenty od reszty gości stały w kącie, obok ogromnego pudła, w którym go przetrzymywano.

— A skąd niby pomysł, że mi się nie podoba? — westchnął Shizuo, zaskakująco spokojny. Czyżby Shinra naprawdę podał mu jakieś ziółka, które w końcu zadziałały?

— Nawet mnie nie odpakowałeś — prowokował Izaya, przesuwając palcami po muszce.

Na skroni Shizuo pulsowała żyłka. Informator zrozumiał, że przesadził, choć nie do końca wiedział czemu. Cofnął się o krok i uniósł dłonie w obronnym geście.

Shizuo podszedł. Mocnym szarpnięciem pociągnął za końcówkę kokardki. Ta rozwiązała się, zamiast udusić Izayę. Blondyn owinął ją sobie wokół ręki.

— Uznaj, że dzisiaj jesteś chciany — mruknął i odszedł, zostawiając Izayę zdezorientowanego.

Koc zsunął się z ramienia informatora, ale ten nawet nie zwrócił na to uwagi.

Myślał, że będzie drętwo, ale impreza rozkręciła się zaskakująco dobrze. Zrobił rundkę po sali, złorzecząc wszystkim, którzy przyczynili się do jego porwania. Powkurzał swoje siostry, dowiedział się, że spodnie były nietrafionym pomysłem Walkera. Z Karisawą nie udało mu się porozmawiać — dziewczyna tylko się głupio uśmiechała i popychała go w stronę Shizuo, którego konsekwentnie unikał.

Może Shizuo go tolerował, by nie psuć nikomu zabawy, ale na pewno go nie lubił. Po co drażnić go w urodziny? Zamiast tego Izaya pożyczył bez pytania telefon Kadoty, gdy ten nie patrzył. Miał w planach kilka kompromitujących zdjęć, gdy goście będą bardziej pijani. Poza tym chciał coś jeszcze załatwić.

Schował się w łazience, by zadzwonić. Ku własnemu zaskoczeniu wrócił potem na imprezę zamiast zniknąć.

W pewnym momencie, pomiędzy toastem z Kadotą a poprawką serwowaną przez Yumasakiego, Shizuo przyznał, że wpadnie jego brat z dziewczyną. Wzbudziło to kolejną falę radosnych toastów.

Kilkadziesiąt minut później Kasuka rzeczywiście się pojawił. Harmider stał się nie do zniesienia, więc Izaya ewakuował się na mały balkon. Sączył drinka, otulony kocem. Było zimno i późno. Nie dowierzał, że nadal siedzi tu z nimi.

Odwrócił się od panoramy miasta i oparł łokcie o balustradę, patrząc na radosną wrzawę wewnątrz. Uśmiechnął się delikatnie. Obserwowanie ich zza szyby było dla niego bardziej naturalne.

Zamroczony alkoholem dopiero po chwili zauważył, że drzwi na balkon się otworzyły. Wtaczał się przez nie podpity Shizuo, z uśmiechem wyciągając papierosy. Izaya cofnął się w cień, chcąc go ominąć bez problemów.

Już wycofywał się na palcach, gdy usłyszał znajomy pomruk.

— A ty dokąd, kleszczu? — Shizuo przesunął się, robiąc mu miejsce przy balustradzie.

Sam zaskoczony swoim zachowaniem, Izaya przystanął obok.

— Znikam ci z oczu. To chyba najlepszy prezent dla ciebie — prychnął. Nagle poczuł, że nie ma ochoty usłyszeć potwierdzenia swoich słów. Po chwili dodał ciszej: — Możesz o tym powiedzieć moim siostrom.

Chciał odejść. Shizuo złapał go za nadgarstek. Izaya szarpnął ręką.

— To, że po raz pierwszy po prostu przyszedłeś na imprezę, jest najlepszym prezentem — powiedział Shizuo.

Informator zastanawiał się, jak bardzo pijany był blondyn, że coś takiego w ogóle przeszło mu przez usta. Nie zdążył jednak odpowiedzieć. Z wnętrza dobiegł radosny okrzyk Togusy.

— Ej! Przyszedł tort!?

— Tort? Ale nikt nie zamawiał… — bełkotał Shinra, holowany i podtrzymywany przez coraz bardziej spanikowaną Celty.

Dullahan wyciągnęła telefon i wystukała coś, po czym pokazała wiadomość dostawcy, który wtaszczył ogromne pudło z ciastem.

— Nie mam pojęcia. Jest już opłacone, na nazwisko Orihara. — Kurier podrapał się po głowie. — Adres się zgadza. Smacznego. To cud, że ktoś je wziął — po odwołaniu zamówienia byłem pewien, że się zmarnuje.

Pożegnał się i wyszedł. Celty natychmiast zaczęła wypytywać siostry Izayi, czy to ich sprawka. Obie pokręciły głowami i zgodnie wskazały na brata, przez drzwi balkonowe.

— Izaya? — Shizuo zmrużył oczy, próbując połączyć fakty.

— Zdechnij na cukrzycę, Shizu-chan — mruknął informator, co oczywiście znaczyło: wszystkiego najlepszego.


Prezent à la Orihara 4

 

Rozdział 4

Animate znajdowało się kilka przecznic od mieszkania Mikado. Izaya był pewien, że jeśli dwójka szalonych otaku wybłagała wizytę w tej świątyni fanów anime i mangi, to Dota-chin na pewno utknął tam z nimi na co najmniej kilka godzin. Nie musiał się spieszyć.

Nadłożył drogi, by zajść do Russia Sushi. Był przekonany, że świeża ryba przekona Kadotę do współpracy. Zwłaszcza jeśli będzie zmęczony pilnowaniem Eriki i Yumasakiego, by nie wykupili całego sklepu.

Już z daleka dostrzegł stojącego przed lokalem Rosjanina, który nagabywał klientów. Podszedł bliżej i pomachał do olbrzyma. Simon zmieszał się wyraźnie — uśmiech zastygł na jego ustach. Izaya zmarszczył brwi. Coś było nie tak.

Rozejrzał się czujnie. Czyżby Simon dopiero co widział Shizuo? To wydawało się jedynym wytłumaczeniem jego reakcji. W końcu ostatnio Izaya chyba mu nie podpadł… przynajmniej sobie tego nie przypominał. W okolicy nie było żadnych oznak obecności blondyna — żaden znak drogowy, automat ani śmietnik nie leciał w jego stronę, nikt nie wrzeszczał jego imienia. Postanowił zaryzykować i zbliżył się.

— Yo, Simon! — przywitał się.

— Izaya! Sushi dobre. Tylko szybko. Czas uciekać jak ryba z wędki.

Informator zmarszczył brwi. Co to miało znaczyć? Już otwierał usta, by zapytać, gdy ogromna dłoń klepnęła go w plecy, niemal wybijając z płuc powietrze, i popychając w stronę wejścia.

Wszedł do środka, licząc, że Dennis wyjaśni mu sytuację. Wnętrze wyglądało nietypowo: gdzieniegdzie stały kartony, przy ścianie opierało się coś owiniętego w brezent. Wejście na piętro, gdzie mieściła się sala bankietowa było zablokowane, a na schodach wisiała kartka z informacją o rezerwacji. Przy barze siedział tylko jeden klient. Szef kuchni wręczał mu właśnie dużą torbę z jedzeniem na wynos. Mężczyzna podziękował i szybko opuścił lokal, mijając Izayę.

— Co jest, szefie? — zagadnął informator, siadając na wolnym miejscu. — Myślałem, że nigdy nie będziesz kalał sushi dowozem.

— Nie mam zamiaru ci się tłumaczyć — prychnął Dennis, zakładając ręce. Widać było, że jemu samemu nie podobała się ta sytuacja. — Co podać?

— Set lunchowy numer trzy… i dorzuć otooro. — Zamówił bez patrzenia w kartę. Dennis skinął głową i zabrał się do krojenia składników.

— Więc… co to za spotkanie macie? — zapytał Izaya, wskazując brodą zamkniętą salę.

— Jeszcze żadnego — mruknął Rosjanin. — Zamykamy szybciej.

Ton głosu dawał jasno do zrozumienia, że to nie sprawa, którą Izaya powinien się interesować. Informator spojrzał na niego urażony.

— Nie bądź taki, Dennis. Wiesz, że i tak wszystkiego się dowiem.

— W to nie wątpię. — Dennis prychnął, po czym wyciągnął przed siebie torbę. — Twoje zamówienie. Dopiszę do rachunku, a teraz zmykaj.

Izaya nie mógł uwierzyć, że dosłownie go wyproszono. Simon pojawił się tuż obok, gdy tylko chwycił torbę, i z najszerszym, najbardziej sztucznym uśmiechem zaczął popychać go ku drzwiom, plotąc coś o ryżu i przeznaczeniu. Gdy tylko informator przekroczył próg, Rosjanin zatrzasnął drzwi i zawiesił na klamce kartkę: „Przepraszamy. Jesteśmy zamknięci.” Po chwili Izaya usłyszał jeszcze zgrzyt przekręcanego klucza.

Westchnął. Zaczął tupać nogą, usilnie się nad tym zastanawiając. Gdyby nie musiał zajmować się prezentem dla Shizuo ani śledzeniem sióstr, na pewno zainteresowałby się tym dziwnym spotkaniem. Ale to nie była jedyna tajemnica dnia. Śledztwo Kidy w sprawie Aoby i zaginięcie Ryuugamine także domagały się rozwiązania. Zajmie się tym wszystkim… po urodzinach Shizusia.

Upewniwszy się jeszcze raz, że Shizuo nie kręci się w okolicy, Izaya ruszył bocznymi uliczkami aż do sklepu z gadżetami, gdzie spodziewał się znaleźć Dota-china. Na parkingu szybko zauważył vana. Niestety, był pusty. Łudził się, że Togusa wróci znudzony do samochodu — wtedy mógłby zwołać resztę paczki. Westchnął w duchu, przeklinając, że zapomniał telefonu.

Szybko wpadł jednak na pomysł, jak poradzić sobie bez niego. Pociągnął za klamkę drzwi. Po chwili rozległ się pisk alarmu. Izaya odskoczył kilka kroków i zatkał uszy, spokojnie czekając.

Nie minęło wiele czasu, gdy ze sklepu wybiegł wściekły Togusa.

— Kurwa, mój wóz! Mówiłem wam, że to alarm! — wrzasnął, rzucając się do samochodu. — Nic ci się nie stało, skarbie? — jęknął, oglądając karoserię.

— Nie przesadzaj, Togusa, samochód stoi jak stał.

— Ten tego, to możemy wrócić? — mruknął Yumasaki, taszcząc nad głową kartonową figurę, a pod pachą dwie torby pełne gadżetów. — Za dwadzieścia minut zaczyna się loteria.

— Czekaj, Yumacchi, najpierw odłóżmy łupy — powiedziała Erica, otwierając bagażnik i z ulgą odkładając swoje torby.

— Jak to wrócić, Kairisawa… — mruknął niepewnie Dota-chin, siedzący już wygodnie na miejscu pasażera. Mina zdradzała, że miał dość chodzenia.

Izaya uśmiechnął się szeroko. Podszedł do vana i zastukał w szybę od strony Kadoty. Mężczyzna aż podskoczył, zaskoczony nagłym dźwiękiem.

— Iza-Iza! — zawołała uradowana Erica, wychylając głowę pomiędzy siedzeniami i machając do niego.

— Izaya, co ty tu… — zaczął Kadota, ale przerwał, widząc torbę z logo Russia Sushi. — Witaj, dobroczyńco.

Reklamówka z sushi działała cuda. Drzwi otworzyły się szeroko, a Kadota wyskoczył z samochodu i gestem kamerdynera zaprosił Izayę do środka. Sam wsiadł za nim i zatrzasnął drzwi.

Informator rozsiadł się wygodnie, po czym rozdzielił jedzenie między resztę. Togusa wyjątkowo pozwolił na jedzenie w samochodzie, pod warunkiem że zabezpieczą wszystko serwetkami. Erika i Walker usiedli z tyłu, dyskutując półszeptem w dziwnej mieszance japońskiego, angielskiego, pomruków i onomatopei.

— Więc… — mruknął Togusa, przełykając kawałek sushi. — Gdzie cię podwieźć, szefie?

— Nie potrzebuję podwózki — roześmiał się Izaya. — Chcę tylko pożyczyć telefon Dota-china.

Wytarł palce w serwetkę i wrzucił ją do torby. Czuł na sobie spojrzenia Kadoty i Togusy.

— No co? — wzruszył ramionami i uśmiechnął się głupkowato.

— Nie masz swojego? — spytał niepewnie Kadota, odstawiając tackę z niedojedzonym sushi.

— Zapomniałem — przyznał bez skrępowania Izaya.

— Żartujesz? — Informator wydął usta w podkówkę. Kadota zmieszał się, widząc w tym błazeństwie cień dawnego Izayi — mniej groźnego, bardziej dziecinnego. — No to może podwieziemy cię do mieszkania, żebyś…

Nie zdążył dokończyć. Izaya przewrócił oczami, a potem zaczął przeszukiwać go w poszukiwaniu komórki.

— Dobra, już! — mruknął Kadota i podał mu telefon, pozwalając Izayi zrobić, co chce. Nie pytał nawet, skąd informator znał hasło.

— Tylko na chwilę — rzucił Izaya i zalogował się na stronę Dollarów. Ku swojemu zdziwieniu zobaczył, że chat, założony przez jego siostrę zaledwie kilka godzin temu, już tętnił życiem. Nie miał czasu czytać wszystkiego, przejrzał więc kilka ostatnich wiadomości:

Kahlua Milk: Iza-Iza jest tutaj! Przyniósł sushi <3
Walker: To co? Działamy?
Saika: Mieliście tu być za kilka godzin.
Kahlua Milk: Nie ma czasu.
Saika: Simon mówi “Sushi wam pomoże”.
Kahlua Milk: Zaraz się połapie!
Walker: Ma telefon MONTE!

Izaya rozszerzył oczy. Na ekranie pojawił się nowy wpis:

Mai: Bierzcie go!

Zanim Izaya zdążył zareagować, ktoś przycisnął mu do twarzy szmatkę nasączoną chloroformem.

— Yumasaki, co ty kurwa robisz!? — ryknął Kadota.

— Ten tego… plan się zesrał, Dota-chin — wyjąkał tamten.

Izaya szarpał się, ale Togusa mocno przytrzymał jego prawą rękę, a Kadota lewą, blokując nogi swoim kolanem. Informator walczył i szarpał się, lecz chwyt był zbyt silny. Świat zaczął wirować. Telefon wypadł mu z dłoni, a zaraz potem opadła ona bezwładnie. Oczy zamknęły się same. Osunął się na ramię Kadoty.

Obudził się po nieokreślonym czasie. Było ciemno, a on był związany. Poruszył się niezdarnie. Cokolwiek stanowiło podłoże, szeleściło pod nim jak bibuła albo folia.

Spróbował ruszyć rękami i nogami — również skrępowanymi. Nogami uderzył w ścianę, która delikatnie się wygięła.

Był w skrzyni.

Czy znajdowała się w zamkniętym pokoju? Nie widział żadnych prześwitów. Czy będzie miał czym oddychać? Usiadł i poczuł, że czubkiem głowy dotyka wieka, a plecami kolejnej ścianki. Westchnął cicho, próbując się uspokoić. Jeśli to Walker i Erica go uśpili, może nie groziło mu śmiertelne niebezpieczeństwo. Choć… Walker bywał nieobliczalny. To Kadota zwykle trzymał resztę w ryzach.

Spróbował się wyplątać. Szybko odkrył, że od pasa w górę był nagi, a ktoś nie tylko skrępował jego ręce i nogi, ale i owinął linę wokół torsu. Nikłe szanse na ucieczkę. Czuł też coś oplatającego szyję — nie wyglądało na przywiązane do czegoś, raczej na dodatkowe zabezpieczenie.

Westchnął i oparł głowę o ściankę. Nasłuchiwał. W ciemności dochodziły do niego ciche szmery i szepty, lecz nie był w stanie określić ani miejsca, ani tego, do kogo należały głosy.


Prezent à la Orihara 3

 

Rozdział 3

— Izaya!?

Głos, który rozległ się w odpowiedzi, zdecydowanie nie należał do Mikado. Informator zamrugał kilka razy, zaskoczony, lecz nie dał tego po sobie poznać. Wziął się pod boki i uśmiechnął słodko, pochylając się nad osobami siedzącymi na podłodze.

— Powinienem to jakoś skomentować? — przechylił głowę, chcąc lepiej im się przyjrzeć. W półmroku niewiele było widać.

Masaomi cofnął się, gdy twarz informatora znalazła się zbyt blisko. Przycisnął plecy do ściany i wpatrywał się w mężczyznę z nieufnością. Delikatnie złapał Saki za ramię i przyciągnął ją do siebie. Jej bliskość przy Izayi sprawiała, że czuł się nieswojo.

— Jeżeli szukasz Ryuugamine, to się minęliście — mruknął, po czym odchrząknął, słysząc, jak wysoko zabrzmiał jego własny głos. Nerwowo poprawił bluzę.

— Doprawdy? — Izaya zmierzył ich wzrokiem.

Wiedział, że Kida i Mikado wciąż nie wyjaśnili sobie wielu spraw. Nie byli na tyle blisko, by odwiedzać się w mieszkaniach. Mikado zapewne chętnie wróciłby do dawnej relacji, ale Izaya znał Masaomiego — wstyd wciąż trzymał go na dystans.

Tym bardziej ciekawiło go, co ta dwójka robiła w cudzym mieszkaniu. Usadowił się po turecku po drugiej stronie pokoju i posłał im przyjazny uśmiech. Na ten widok Kida cały się napiął, zaciskając dłonie w pięści.

Izaya uniósł palec i wskazał najpierw na Masaomiego, potem na Saki.

— Więc urządziliście sobie schadzkę w mieszkaniu kumpla?

Obserwował z satysfakcją, jak szok na ich twarzach przechodzi w zmieszanie. Rumieniec Kidy był widoczny nawet w bladym świetle monitora.

— To do ciebie nie pasuje, Masaomi. Po Saki mógłbym się tego spodziewać, ale… — podniósł ręce w obronnym geście, gdy chłopak nagle rzucił się do przodu i złapał go za bluzkę. Uniósł zwiniętą w pięść drugą dłoń, gotów mu przywalić.

— Izaya-san… — pisnęła Saki, nerwowo poprawiając włosy. Jej głos sprawił, że Masaomi zawahał się i nieco poluzował uścisk.

— Wyluzuj. Żartuję. To tylko żarty — Izaya wykorzystał okazję, by strzepnąć jego dłoń i poprawić czarny sweter.

Kida spojrzał na niego spode łba.

— Skoro to nie gra wstępna, powiedzcie, czego tu szukacie — zaproponował Izaya, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.

— Czemu miałbym ci powiedzieć… — zaczął Masaomi, ale przerwał, gdy odezwała się Saki.

— Ryuugamine ostatnio zachowuje się inaczej. Chcieliśmy… Kida chciał sprawdzić, czy jego przyjaciel nie wpakował się w coś niebezpiecznego.

— Uroczo — skwitował Izaya, przewracając oczami. — Więc? Czemu nie zalogowaliście się na komputer?

Wskazał na urządzenie stojące w rogu. Było włączone i wyświetlało ekran logowania.

— Cóż, my nie… — zaczęła Saki, lecz Masaomi szybko uciszył ją, wykrzykując jej imię.

Izaya uniósł brwi. Nie spodziewał się, że chłopak podniesie głos na własną dziewczynę. Coś kliknęło Izayi w głowie i wybuchnął szczerym śmiechem.

— Macie szczęście, dzieciaki — stwierdził, gdy się uspokoił. Wstał, zmierzwił włosy zaskoczonemu Kidzie i usiadł przed komputerem. Szybko wpisał hasło. Saki usiadła tuż za jego plecami, a po chwili dołączył także Masaomi, śledząc ruchy kursora na ekranie.

— Skąd znasz hasło? — zapytał Kida.

— Na pewno chcesz wiedzieć? — odparł Izaya. Chłopak wzdrygnął się, więc informator dodał: — Umówmy się, że nie zadałeś tego pytania. W zamian za to, wspaniałomyślnie, zapomnę się wylogować, gdy skończę.

Odpowiedziała mu cisza, którą uznał za zgodę.

Musiał działać szybko — Mikado mógł wrócić w każdej chwili. Z tą dwójką zaglądającą mu przez ramię nie mógł przelogować się na swoje konto ani na jeden z aliasów. Nie chciał, by odkryli, z kim naprawdę rozmawiają na chacie. Skorzystał więc z konta Ryuugamine. Na szczęście miał uprawnienia administratora, które pozwalały mu na znacznie więcej.

Nie martwił się o prywatne rozmowy z Mikado — zawsze używali znikających wiadomości, pomysłu, który sam wprowadził jeszcze w czasach, gdy Dolary były tylko zabawą.

Przejrzał kilka ostatnich czatów, licząc, że znajdzie wskazówki, gdzie Mikado może się teraz ukrywać. Bezskutecznie. Ku niezadowoleniu odkrył, że chłopak używał znikających wiadomości także z innymi. To utrudniało śledzenie jego poczynań.

Nagle na ekranie pojawiło się zaproszenie do nowego czatu. Widząc nick nadawcy, Izaya nie mógł powstrzymać uśmiechu. Kururi zakładała nowy pokój i zapraszała tam Mikado? Odruchowo zaakceptował.

W oknie pojawiały się kolejne powiadomienia:

— Użytkownik Kuru zaprosił użytkownika Mai —
— Użytkownik Kuru zaprosił użytkownika TarouTanaka —
— Użytkownik Kuru zaprosił użytkownika Saika —
— Użytkownik Mai zaakceptował zaproszenie —
— Użytkownik Kuru zaprosił użytkownika Setton —
— Użytkownik Kuru zaprosił użytkownika Indoor Scholar —
— Użytkownik TarouTanaka zaakceptował zaproszenie —
— Użytkownik Kuru zaprosił użytkownika Kahlua Milk —
— Użytkownik Kuru zaprosił użytkownika MONTA —
— Użytkownik Kuru zaprosił użytkownika Walker —
— Użytkownik Kuru zaprosił użytkownika Red Carpet — …

„Małe potworki coś knują” — pomyślał. Zapraszały wszystkich do wielkiej akcji. Niestety, jako TarouTanaka nie miał opcji dodania nowych uczestników do chatu. Zamknął okno, zastanawiając się, jak podejrzeć wiadomości.

Odwiedzenie Shinry i Celty po raz kolejny byłoby dziwne. Zdecydował więc, że musi odnaleźć vana Kadoty. Dota-chin zapewne pokaże mu komórkę, jeśli odpowiednio długo będzie go namawiał. W końcu jego „urok osobisty” — zwany przez Kadotę „namolnym marudzeniem” — zawsze działał.

Izaya przeciągnął się i wstał od komputera. Spojrzał na Kidę, który wyraźnie chciał przejąć maszynę, choć starał się tego nie pokazać.

— Nie robię sobie wielkich nadziei, ale nie widzieliście dziś przypadkiem pewnego vana? — zapytał, szturchając Masaomiego butem. — Ma na drzwiach blondwłosą pokojówkę z kocimi uszami. — Uniósł dłonie, obrazując gestem kocie uszy.

— Pod Animate, jakąś godzinę temu — odparł Kida, siadając przed ekranem.

Izaya kiwnął głową i nachylił się jeszcze nad chłopakiem, ciekaw, co go tak zajęło.

— I co? Znalazłeś tego Aobę? — spytała Saki, nachylając się w jego stronę.

— Pewnie używa bardziej wymyślnego nicka, więc nie wiem, czy damy radę… — odpowiedział Masaomi.

Izaya odchrząknął. Saki spojrzała za nim, lecz Kida wciąż ślęczał nad stroną Dollarów.

— Tylko nie siedźcie za długo, dzieciaki. A jak już musicie, pamiętajcie o nawodnieniu — rzucił informator.

Masaomi odwrócił głowę w jego stronę i uniósł brew pytająco.

— Izaya, co ty znowu…

— Tylko stuprocentowo czysta woda, rozumiemy się? — machnął ręką i wyszedł, zostawiając chłopaka w konsternacji.

Za drzwiami usłyszał piskliwy głos Saki:

— Kida-kun, Kida-kun…! — zapewne dziewczyna zdążyła zrozumieć jego słowa i wskazywała teraz odpowiedni nick na ekranie.

„Powinni sobie poradzić” — pomyślał Izaya z zadowoleniem.

piątek, 17 marca 2017

Mini dj - AkaKuro - (bez tytułu)


Och, hej hej~
Ja tu właściwie wyłącznie w ramach uprawiania prokrastynacji podczas odrabiania zadania domowego z redakcji. Bo wiecie, redakcja -> edycja tekstu -> beta -> "a może wpadnę na blogi".
Mimo to wciąż nie mam bladego pojęcia o betowaniu. Muszę się wiele nauczyć zanim co.
W każdym razie.

Pewnie nie czytacie not informacyjnych po prawej na górze bloga, więc jeśli może czytacie chociaż wstępy (mogę się przynajmniej oszukiwać), to chciałam poinformować, że ten blog już raczej nie działa i nie zadziała.
Mimo, że bardzo miłe są wasze pochwały i prośby o powrót.
Wciąż trzymam się obietnicy, że zbetuję Wampirka, ale do tego chcę się najpierw dowiedzieć, jak dobrze przeprowadzać betę. Muszę zacząć randkować z panią od redakcji tekstu w moje wolne poniedziałki. xd

To informacyjnie to chyba tyle...
Przepraszam za smutne(?) wieści. Na razie zrzucam tu mini dj, który kurzył się w kąciku notek roboczych, bo szkoda mi go usuwać.








poniedziałek, 21 listopada 2016

Egzorcysta x Wampir - Inny niż wszystkie - rozdział 26


W sumie macie. Bo życie jest krótkie.
A mnie się zgubił tekst pomiędzy tym a następnym rozdziałem. Właśnie się zorientowałam, więc nie wiadomo, ile trzeba będzie czekać na kolejny. >.>
I naprawdę nienawidzę gramatyki. ;;
Enjoy~





     Wampiry zawsze mogły rzucić się na niego w drodze prawda? Mimo to Izaya nie przejmował się i dzielnie brnął przez krzaki i zarośla żeby sprowadzić zwierzęta do domu... No, do obory i kurnika.
     Tknięty złym przeczuciem Shizuo pobiegł za nim. Nadal czuł jego zapach, dlatego szedł tym tropem. Gdyby ktoś chciał coś mu zrobić, pójdzie za nim i obroni go, i tyle...
- O, jeszcze tu jesteście~! - Izaya uśmiechnął się gdy wpadł na wampiry które niedawno im pomogły. - No wiec dziękuję wam za pomoc, a teraz przepraszam, trochę się spieszę~! - mruknął chcąc odejść ale jeden z nich złapał go za ramię.
- Poczekaj Izaya-san, musimy porozmawiać.

     Shizuo stanął na rozdrożu. Po obu stronach czuć było Izayą... Chyba był tam niedawno... Skręcił w jedną stronę, ale dalej zapach był słaby. Zmyłka? Zawrócił i pobiegł w drugą.
- Dobrze~... - zgodził się profilaktycznie odsuwając o krok. - Więc o czym chcielibyście porozmawiać?
- Dlaczego? - Wystąpił jeden z wampirów. - Dałeś mu się tak podporządkować, Izaya-san... Chodź z którymś z nas. On na pewno nie może być taki dobry.
- Jest o wiele lepszy! - warknął już nie kryjąc złości i szarpnął się by wyswobodzić ramię.
- To niemożliwe! Jest człowiekiem! - warknął jeden z nich, występując. - Nie oddamy cię tak łatwo, Izaya-san, przecież to niemożliwe, żebyś chciał kogoś takiego jak on! - warknął, również zezłoszczony.

     Blondyn tymczasem szedł dalej, a właściwie już biegł dalej... Czuł inne wampiry, wyciągnął miecz, gotów atakować, gdyby któryś był zbyt nachalny.
- A niby czemu? - prychnął rozzłoszczony opierając się o drzewo i zakładając ręce na piersi. - Co niby macie czego on nie ma, co~? To, że jest człowiekiem to plus, przez to jest jeszcze ciekawszy~! - dodał żeby ukrócić ich odpowiedzi, że jego Shizu-chan to "tylko" człowiek.
- Chociażby to, że on jest...
- Egzorcystą, który ma was porządnie dosyć!!! - warknął, gotów zamachnąć się i ukrócić ten cyrk. - Dobra, dosyć! Kto ma coś przeciwko, proszę, jestem gotów do walki! - parsknął ze złością. - Wybiję każdego, kto dalej ma zamiar być taki nachalny. No, proszę, kto będzie dość odważny!?
- Shizu-chan~! Fajnie, że jesteś, ale czy mógłbyś nikogo nie zabijać~? Bardzo mi na tym zależy i tobie też powinno żebyśmy mogli żyć w zgodzie z innymi. A przecież tego chcesz, nie? Spokoju~! - Któryś z obecnych wampirów prychnął.
- Orihara Izaya i spokój? To niemożliwe, coś ci musiał zrobić Izaya-san!
- Aaaargh, mam was dosyć! D-o-s-y-ć! - przeliterował i podszedł do Izayi, torujac sobie drogę mieczem. Nie obchodziły go syki tych, których dotknęło ostrze. - To ostatnie ostrzeżenie! JASNE?!
- Tak łatwo się nie poddadzą Shizu-chan~... - westchnął łapiąc blondyna od tyłu. - Najlepiej nie zwracać uwagi. Chodź, Stefan, Matylda, Śnieżynka, kury i drugi koń pewnie się martwią i musimy jeszcze znaleźć ci dzika na obiad~!
- Nie chcę, chcę, żeby się odwalili... - Znów zlustrował ich wściekłym spojrzeniem. - Idziemy po zwierzęta. A potem do domu. Chcę moją nagrodę. - Jeśli się zbliżą to wszystko zobaczą, a wręcz miał nadzieję, że zobaczą i w końcu to do nich dotrze.
- Dobrze~... Choć nie sądzę by nagroda zaraz po jedzeniu była dobrym pomysłem~... Będzie ci niedobrze Shizu-chan~... - westchnął odchylając gałęzie i wychodząc na polankę. - Stefan! Wszyscy są?! - krzyknął. Poczekał, aż koń wystawi głowę z pobliskiej jaskini i zarży potwierdzająco. - To dobrze, wracamy do domu, niebezpieczeństwo zażegnane~! - zapewnił.
- Na razie nie chce mi się jeść. - burknął, zaciskając dłoń mocno na mieczu. Dobrze, że on jeden się nie wyginał pod jego uściskiem...
- Hahaha tak bardzo masz ochotę? Zboczony egzorcysta~! - Uśmiechnął się do niego wrednie po czym zniknął w jaskini by chwile później wyjść w otoczeniu dwóch koni, za nimi szły krowy a później w patach kury. - Ktoś obstawia tył żeby żaden zwierz nie zaatakował kur i możemy wracać~!
- Taaa... - Podrapał się po głowie. Co miał powiedzieć...? Skąd, nie był zboczony... Chciał tylko jakoś pokazać, że jest jego, upewnić się... Tak, jakoś... - Obstawię tył. - mruknął i ustawił się za kurami. To chyba trochę potrwa...
- Eh... Chyba w tym stanie nie powinienem obracać się do ciebie tyłem ale niech ci już będzie~... - westchnął tłumiąc śmiech i ruszył do przodu. za drzewami nadal czaiły się wampiry i słyszały ich rozmowę.
- Ej, aż tak zboczony nie jestem... Zresztą. Robiliśmy to dziś parę razy. - napomknął. - Więc wytrzymam, aż tak ostrożny być nie musisz. Głupek. - mruknął niemrawo. No przecież... A zresztą, po co się tłumaczyć.
- Właśnie się pogrążasz~! - zachichotał wampirzym uchem słysząc podniecone lub zezłoszczone głosy w krzakach. - No ale przynajmniej ci zazdroszczą~! Nie sądziłem, że walka o mój tyłek może być tak zacięta~! - chichotał wesoło.
- Cóż, w tym jednym się chyba zgadzamy, ja i oni. Twój tyłek jest najlepszy. - Uśmiechnął się lekko. - Tyle, że oni nie próbowali, ja tak, i mam pojęcie, o czym mówię. - parsknął. Miał nadzieję, że mu zazdroszczą. Powinni. Ale oby nie próbowali mu przeszkadzać, bo zabije.
- Próbujesz mi schlebiać~? - zapytał śmiejąc się wesoło.
- Nie, stwierdzam fakt. - parsknął. Zagonił powolną kurę, żeby przyspieszyła, co ta skwitowała niezadowolonym gdakaniem.
- Szkoda, mógłbyś mnie częściej komplementować~! - mruknął. - I nie strasz kur. Już pewnie i tak słyszały o twoim planie kupienia koguta i kwoki...
- Hmmm... Kupienie koguta to coś złego...? - mruknął niepewnie. No bo co złego w kogucie... Byłyby małe kurczaki, nie...?
- A jak myślisz, jak z kury i koguta tworzy się kurczak... - Spojrzał na niego powątpiewająco. - Jak kupisz jakiegoś okropnego i niemiłego to kury będą cierpieć...
- To może powinny same sobie wybrać koguta...? Albo ty byś z nim pogadał. - W życiu nie wpadł na to, jak skomplikowane są relacje zwierząt hodowlanych...
- Mhm... Myślałem żeby wziąć ze sobą delegację kur i pojechać z tobą~! Ale mieliśmy do rozwiązania pewne kościelne problemy~! A teraz jest już dość późno. - Uśmiechał się nucąc coś i idąc przez las. - Ne Shizu wyczuwam dzika, masz może ochotę~?
- Dzik nie jest przypadkiem za duży? Sam go nie zjem... Nawet z kotami na spółkę. - Zaczął się zastanawiać. Gdzie koty schowały się przez cały czas tej bitwy... W ogóle dawno ich nie widział... Nie, żeby się martwił. - Może lepiej królik, albo dwa króliki...?
- Wolisz króliki? Było powiedzieć, już trzy nas minęły~... - westchnął. - Dobra, poczekaj chwilkę i popilnuj zwierząt, zaraz ci przyniosę~! - Obiecał odbiegając w stronę krzaków. - Usagi, usagi, usagi-chan~! - Izaya wypadł z pomiędzy drzew trzymając trzy białe, puszyste króliki w garści. - Zobacz Shizu-chan jakie słodziutkieee~! - Uśmiechnął się oddając dwa Shizuo, a trzeciego przytulił go siebie i potraktował jak maskotkę, by na końcu przeprosić go za ściskanie cmoknięciem w bok pyszczka. Położył go sobie na ramionach.
- Jak słodziutkie to chyba ich nie zjem... Co nie? - westchnął, zrezygnowany. Nie było szans, skoro spodobały się Izayi. Popatrzył na króliki, które najprawdopodobniej w takiej sytuacji nie mogły zostać jego obiadem. Szkoda. Naprawdę miał ochotę na jakiegoś...
     Izaya smutno poparzył na trzymanego przez siebie królika a potem pomiział go nosem po futerku.
- Przepraszam... Ale czy zgodziłybyście się być obiadem Shizu-chana~? - zapytał zwierzaka.
- Izaya... O co ty go pytasz... - westchnął, zrezygnowany. Pytać królika, czy da się zabić i zjeść... Te w jego rękach już wierzgały. Bały się, to oczywiste.
     Izaya podszedł do Shizuo i podał mu trzeciego, który dotąd siedział w jego dłoniach.
- Dogadajcie się dobrze? Shizu-chan musi coś zjeść~...
- Ale gadanie z nimi wcale nie sprzyja obiadowi. - burknął oskarżycielsko, wypuszczając je. - Dobra, trudno, starczy, jak tak to idziemy do domu. - Naburmuszył się. Niby jak miał zjeść króliki, z którymi Izaya gadał? Przez to wszystko miał schizy, że one wszystko to zrozumieją.
- Um... Jeśli tak wolisz~... - mruknął. - Wybacz Shizu-chan, jestem pewien, że jakoś by się dogadały. - pocieszył go. - Mogę ci jajek zrobić jeśli chcesz~... - zapewnił. - Kury mówią, że zostawiły kilka w kurniku.
- Nie dogadałyby się, poświęcając się na obiad. - burknął. - Ta, jajka z warzywami, może być...
- Dobrze... Obiecuję ci znaleźć coś lepszego. - mruknął. Obejrzał się za siebie słysząc jakoś więcej kroków niż powinien. Króliki szły za nimi. - Ne Shizu, a może one chcą z nami zamieszkać~?
- One też...? - Obejrzał się za nimi i parsknął. - Nie wolą wolności...? Może ty je zaciekawiłeś...?
- Może~! Ale dzięki temu zawrzemy umowę. To jest jedna samiczka i dwóch samców. Co powiesz na zabieranie jednego malca z każdego miotu każdej pary, a reszcie pomagać? - zaproponował. - Tylko pamiętaj, że musimy obsadzić dodatkowe pole marchewkami i sałatą~... Niby jedno jest, ale to dla Stefana i jego znajomego~!
- To całkiem spora akcja... Można by obsiać. Może zacznę już dziś, co? - Zaciekawiło go to, podobało mu się... Miałby wreszcie robotę, poza leżeniem z Izayą. Opieka nad zwierzętami to nie była praca marzeń, ale jak się nie walczy, to na emeryturze zostaje się rolnikiem, zawsze tak było. Z kolei co do królików się raczej nie wypowiadał. Wątpił żeby królicza matka chciała oddawać swoje dzieci w zamian za to, że będzie jej się wygodnie mieszkało.
- Nie musisz... Nie mamy tyle nasionek. Jutro pojedziemy po koguta i kupimy też nasiona marchwi i sałaty co ty na to~? - zaproponował wesoło zabierając króliki. Jednego posadził sobie na ramieniu, drugiego wziął na ręce, a z trzecim nie wiedząc co zrobić położył go sobie na głowie.- I jak~??
- Jak tak, to poczekam do jutra... - Spojrzał na jego poczynania, hamując śmiech. - Aha, ładnie. - Nie wytrzymał i parsknął śmiechem. - Przydałoby ci się załatwić podobne uszy. - zażartował. No cóż, byle nie odcięte od królika...
- Lubisz jak słodko wyglądam... Zapamiętam Shizu-chan~! - Uśmiechnął się wesoło idąc ze zwierzakami. - A może dokupilibyśmy jeszcze rzodkiewki, żeby urozmaicić im dietę~?
- Uważaj, żeby ich nie upuścić. - zwrócił uwagę, udając, ze nie słyszy uwagi o swoich upodobaniach. Może i podobał mu się, jak był słodki... No, może... dość mocno. - Dobry pomysł. Trzeba będzie tylko zapamiętać całą listę, żeby potem nie zawracać. - uprzedził.
- Spokojna głowa, nie upuszczę~! - zapewnił głaszcząc uspokajająco jednego z królików. - Widzisz zestresowałeś go! - fuknął na Shizuo.
- One chyba ogółem łatwo się denerwują... W końcu to króliki, nie? - Wzruszył ramionami. Jakby się nie denerwowały to by wyginęły. A na pewno on by się nimi przejadł. Doszli na swoje podwórko, wiec zagonił kury do kurnika, a reszta zwierząt poszła do stajni. - Idziesz z nimi do domu, czy masz gdzie je trzymać...? - spytał, opierając się o drzwi obory. Czuł wampiry, ale to olał. Nie zbliżą się. Nie ma mowy.
- Um... Niedaleko kurnika kiedyś budowaliśmy króliczarnię, trzeba im tylko sianka wnieść i dać coś do jedzenia. - postanowił.
- Dobra... To ja przyniosę siano, a ty je tam możesz już zanieść. - stwierdził i poszedł wziąć nieco siana z kolejnego schowanego stogu.
- Do-brze~! - Uśmiechnął się idąc. - No, będziecie mieć prawdziwy rodzinny apartament~! - zapewnił. - Przepraszam, że nie możecie być w domu, ale dla królików zdrowiej na zewnątrz... Poza tym obiecuję was wypuszczać jak tylko obiecacie mi wracać i nie podjadać warzyw z ogródka~! - Rozgadał się na dobre, usadzając króliki w ich mieszkanku.
- Mam. - oznajmił, wchodząc z całkiem sporym zapasem siana w rękach. - Część będzie na zapas. - poinformował Izayę, żeby usprawiedliwić, że nabrał tak dużo. Położył je na ziemi i wziął nieco w garści, wkładając do tych spośród klatek, które się nie zepsuły. - Tak będzie wygodniej, nie...? - mruczał do siebie, dokładając więcej siana.
     Izaya zmrużył zabawnie oczy i patrzył na jednego z królików, który zabawnie poruszał noskiem również wpatrując się w Izayę.
- Zostałem poproszony... - zaczął po chwili - aby w imieniu wszystkich króliczków ci podziękować za opiekę~! - powiedział radośnie, przytulając blondyna i cmokając go w policzek. - A to już mój taki mały bonus~! - Puścił królikowi oczko.
- Miłe. - Shizuo uśmiechnął się mimowolnie. Wziął delikatnie jednego króliczka i pogłaskał go po głowie, po czym położył na sianie. - To teraz jeszcze jakaś sałata albo marchewka, nie...? - spytał, odwracając się do Izayi. Podniósł drugiego królika. Były słodkie, z tymi ich wyłupiastymi oczkami i mięciutkim futerkiem... Ech, a miały być na obiad...
- Już przynoszę~! - zapewnił i pobiegł wesoło do ogrodu. Po chwili wrócił z 3 marchewkami, główką  sałaty i pęczkiem rzodkiewki. - Proszę~! - podał to królikom do klatki. - Mam nadzieję, że się wam u nas spodoba~!
- Obżarstwo. - skwitował rozbawiony blondyn.  Pogłaskał trzeciego króliczka i wsadził go do klatki. - Na pewno się spodoba, jak będziesz je tak rozpieszczał. - Nachylił się, głaszcząc jeszcze jednego z króliczków. Fajnie strzygł uszkami przy jedzeniu...
- Ale przecież pewnie są głodne... - westchnął. - No i pewnie ty też, więc i tobie zaraz zrobimy obiad... Czy może wolisz nagrodę~?
- Nie będę cię męczył. - mruknął, nie odwracając wzroku od zwierząt. - Zaraz zrobię sobie coś do jedzenia, za moment. - Nie pamiętał już, by dziś cokolwiek jadł, ale póki w brzuchu mu nie burczało było całkiem dobrze, więc nie musiał się spieszyć. Właściwie jeszcze przed chwilą w ogóle nie miał ochoty na jedzenie. Ale skoro już zajął się królikami i napięcie z niego częściowo zeszło... mógł zrobić i to.
- Jak wolisz... - skapitulował. - Ale musisz coś zjeść, rozumiesz? Nie masz mi się tu zagłodzić... choćbym miał ci to wpychać na siłę. - Zamyślił się, wtulając w Shizuo nos. Blondyn pachniał lasem i... po prostu Shizusiem. Zapomniał, co właściwie robił, skupiając się tylko na zapachu.
- No przecież zdarzało mi się już wytrzymywać bez jedzenia dłużej, nie masz się co martwić. - W końcu zerknął na bruneta. - To znowu moja krew tak pachnie, czy to tylko ja? - Zaciekawił się poniekąd tym jego zachowaniem. - A może to jeszcze coś innego? - Zostawił miękkie królicze futerko w spokoju, za to pogłaskał Izayę po głowie.
     Brunet zamruczał całkowicie usatysfakcjonowany. Zapach, dotyk Shizuo, dźwięk jego głosu... Było idealnie. - Ty. Bosko pachniesz~... Aż mam ochotę cie wylizać~... Ale nie z krwi. - Cokolwiek próbował powiedzieć i tak brzmiało okropnie z ust wampira. Nie chciał go zjeść, tylko pokazać, że tak bardzo to lubi... Nie mógł więc powiedzieć nic innego, jakkolwiek dziwnie to zabrzmiało.
- Nie martw się, zrozumiałem komplement. - Poklepał go lekko po głowie. - Powinienem się zarumienić, czy wystarczy, jak dam ci się dalej przytulać? - spytał jakby żartobliwie. Niby mieli też inne opcje, ale nadal nie chciał go męczyć.
- Cóż... Wolałbym i pierwsze i drugie, ale zadowolę się tylko drugim~! - westchnął zadowolony. - Choć możesz mnie wziąć na ręce i nadal będzie przyjemnie~! - zaproponował.
- To może chodź tak, będzie wygodniej... - Ustawił go przodem do siebie i podsadził, żeby Izaya mógł znów opleść go nogami w pasie. Po prostu tak było mu najwygodniej, no i do tego mógł patrzeć jednocześnie na Izayę i na drogę.
- Widzę, że ten zboczony sposób noszenia mnie przypadł ci do gustu~? - zachichotał chętnie i mocno oplatając go nogami w pasie. - Tylko musisz mi podtrzymywać pośladki~! - zachichotał. - Taaak~... Na pewno tak to ci dobrze~...
- Oj cicho... - mruknął, podtrzymując jego tyłek. - Nie jest zboczony, jest wygodny... Dobra, może trochę zboczony. - Z premedytacją ścisnął lekko jego pośladek. - Ale że tobie się nie podoba to mi chyba nie powiesz? - Uniósł brew, niby niedowierzając.
- Oczywiście że nie~... - sapnął mu do ucha. - Jestem tylko pod wrażeniem, że znalazłeś sposób jak nas nakręcić jeszcze zanim dotrzemy do domu~!
- Skąd, to całkowity przypadek... - odmruknął, uśmiechając się lekko. Jakoś nie miał nic przeciwko... Póki co... - Wydaje mi się, czy ty już sam się nakręcasz? - spytał, rozbawiony, i nie czekając na odpowiedź ruszył do domu, jednocześnie wpijając się w jego usta. Pocałunek był powolny, na tyle, by mógł się skupić na dotarciu do domu.
     Izaya zdążył jeszcze tylko wymruczeć, że jest wampirem i nie trzeba go nawet nakręcać, bo on zawsze ma ochotę, nim ciepłe wargi blondyna zetknęły się z jego.
     Nie przestając stawiać powolnych kroków przez podwórze, Heiwajima skupił się na ściskaniu pośladków Izayi, jednocześnie go całując. Trudne zadanie, dlatego nim przeszedł choć pół drogi, minęła dłuższa chwila. Wciąż czuł wampiry, więc coś wpadło mu do głowy. Oderwał się od Izayi na krótką chwilę i uśmiechnął się pewnie.
- Może zrobimy to tu...? - zaproponował, przysuwając Izayę plecami do najbliższej ściany.
     Izaya wysapał jakieś potwierdzenie i ochoczo pokiwał głową.
- Zamierzasz spełnić jedno z moich zboczonych marzeń, Shizu-chan~?
- Mmm, tak. - mruknął, z jeszcze większym zapałem wracając do pocałunku. Pogłębił go, zabierając jedną rękę spod tyłka Izayi, za  to wkładając ją pod jego koszulkę i zaczynając ugniatać jego sutki.
- Mmmmm... Ty zawsze wiesz jak zrobić, żeby było mi dobrze~! - westchnął głośno mając świadomość że słucha ich kilkanaście (przynajmniej!) wampirów, które nie wierzą w dobre intencje Shizu-chana. - Ale coś za szybko ci to idzie~... - Cmoknął go w policzek. Przysunął usta do jego ucha. - Już pewnie jestem twardy, zajmij się sobą~... - poprosił wiercąc się lekko.
- Chyba tobie za szybko idzie... - parsknął cicho, ale się nie kłócił. Rozpiął jego spodnie i zsunął je tak, by mieć dostęp do jego wejścia. Swoje również rozpiął, jednak jedynie na tyle, na ile to było niezbędne. Szybko też się podniecił i nakierował na niego. - Na pewno mnie chcesz...? - mruknął, po części dla własnej przyjemności, po części, żeby widownia wiedziała, że Izaya nie jest do niczego zmuszany. I żeby im przede wszystkim nie przeszkadzali.
- Chyba żartujesz! - Izaya zaśmiał się niedowierzająco. - Jak po tylu razach, po tym, że sam mówię, że chcę, po tym jak muszę cię ciągle namawiać, bo opierasz się dla mojego dobra, mogę jeszcze powiedzieć, że nie chcę. Oczywiście, że chcę tu, już, teraz~! - zajęczał poruszając tyłkiem i starając się go przysunąć bliżej członka blondyna.
- To dobrze. - mruknął, zadowolony i wszedł w niego mocnym, szybkim ruchem. Odetchnął głęboko. Nadal nie mógł się przyzwyczaić do tej ciasnoty. A jednak było przyjemnie... Pchnął jeszcze raz, wolniej, czując opór, i mając tę świadomość, że mimo to Izayi nie boli, bo już się rozluźnia. - Cudownie... - mruknął mu do ucha, obejmując go w pasie tak, że stykali się torsami. Tym razem się nie hamował, od razu zaczął od mocnych, głębokich pchnięć, jednocześnie schodząc z pocałunkami na jego szyję, by Izaya mógł swobodnie jęczeć, jeśli chciał.
- Wreszcie~... - wydyszał - się nauczyłeś, co? - Uśmiechnął się z satysfakcją i złapał jedną ręką za włosy Shizuo, drugą cały czas trzymając się go, by nie spaść.
- Hmmm... - zamruczał z ustami przy jego szyi, czując, jak Izaya pociąga za jego kosmyki. - Tak lepiej...? - wymruczał jeszcze, przesuwając też nieco jego ciałem, żeby wejść mocniej. Przy okazji zaczął zahaczać zębami o jego delikatną szyję i przesuwać po niej ustami, jednak nie zostawiając na niej śladów.
- Zawsze jest świetnie~... - przyznał dociskając pośladki jak najmocniej, starając się, by Shizuo wszedł jak najgłębiej. - Dziś też~! - jęknął.
- Nie tak... ciasno... - sapnął, czując, że jego podniecenie szybko się powiększa. Jak tak dalej pójdzie za szybko dojdzie... Szarpnął biodrami, przyspieszając.
- Spróbuj do końca~... - sapnął bardziej wczepiając się w Shizuo. Tak bardzo chciał go poczuć... całego. A te inne wampiry niech patrzą, niech patrzą co tracą i niech się napatrzą, i zostawią ich w spokoju! Bo dla Izayi liczył się TYLKO Shizuo. Czy aż tak trudno było to pojąc tym kilkusetletnim wampirzym mózgom?
- Przecież... Próbuję... - stęknął, już teraz jednocześnie opuszczając na siebie Izayę i wchodząc głębiej, do samego końca, jak daleko się dało między aksamitnymi ściankami jego wnętrza. Sam miał ochotę skamleć z przyjemności... Był już tak blisko, a było i tak coraz przyjemniej.
- Aku... - chciał właśnie zaprotestować, gdy Shizuo pchnął mocno, podrażniając tym samym najczulszy splot nerwów u Izayi. - Taaaa~aak!!! - jęknął głośno, zadowolony.
     Blondyn zadrżał, słysząc jego jęk. On chyba nie zdawał sobie sprawy, jak cholernie podniecający jest. Zaczął oddychać głośniej. Jeszcze raz pchnął tak mocno, chcąc usłyszeć ten cudowny jęk. Wiedział już teraz mniej-więcej, gdzie ma celować, więc było łatwiej.
     Izaya czując jak znów jest uderzany w to miejsce niekontrolowanie głośno jęknął.
- Ty wredny~... - zaczął gdy tylko się uspokoił. Dokładnie wtedy Shizuo uraczył go kolejnym równie celnym posunięciem. Biedny Izaya nie mógł nawet skończyć wypowiedzi przez ciągłe jęki wydobywające się z jego ust. Mimo to nie narzekał. Nie miał jak.
     Shizuo nie wytrzymał. Zaczął sapać, opierając głowę o kamienną ścianę. Wszedł jeszcze raz i próbował się powstrzymywać, ale było już za późno... Jeszcze ostatni ruch i doszedł w jego wnętrzu, zaciskając zęby, żeby nie warknąć z przyjemności. Już nawet nie skupiał się na widowni, teraz był tylko Izaya i jego upajający zapach, razem z kojącym, miękkim ciałem pod jego palcami.
     Izaya zacisnął mocno uda również dochodząc, między ich splecione brzuchy. Sapał, starając się unormować oddech. Oparł czoło o zimną ścianę licząc, że przez tych kilka chwil zanim dojdzie do siebie Shizuo go podtrzyma. Nie mógł ukryć ani lekkiego rumieńca, ani głupiego uśmiechu gdy czuł, jak coś go wypełnia.
- No i co się tak... szczerzysz...? - mruknął blondyn, mimo wszystko również szczerząc się z zadowolenia. Trzymał go nadal, jednocześnie obejmując i trzymając przy sobie. Cmoknął go w szyję, a potem w usta. - Znowu będę musiał cię umyć, co...? - mruknął jeszcze. Ale nie, żeby miał coś przeciwko...
- Właśnie dlatego~... - westchnął zadowolony. - Wspólne kąpiele są świetne~! - Uśmiechnął się patrząc na blondyna i cmokając go lekko w kącik ust. - A może byś ze mnie wyszedł, bo robi się niewygodnie... co?
- Wybacz. - mruknął i wyszedł, odsuwając biodra na tyle, by co nieco mogło samo wypłynąć. Chociaż... Nie chciał o tym myśleć. Zakrył się bielizną i zapiął spodnie, a Izayę postawił na ziemi. - Więc... Najpierw zrobię ci kąpiel, co...? - Z tego co czuł, goście już chyba zniknęli... Albo przynajmniej się oddalili... W większości, bo na pewno ktoś wściekły został, ale nie ważył się podejść. I słusznie.
     Izaya trochę niepewnie stanął na własnych nogach. Nie mógł powstrzymać zadowolonego uśmieszku gdy poczuł, że coś spływa mu po udach. - Postarałeś się Shizu-chan~... - westchnął i wspiął się na palce cmokając blondyna w policzek. - Dziękuję za spełnienie półtora mojego zboczonego marzenia~!
- Półtora? - Przekrzywił lekko głowę, nie rozumiejąc do końca. - Na pewno nie masz za co... - Uśmiechnął się lekko i pokręcił głową. No co jak co, ale to on powinien mu dziękować... Nadal czuł to zadowolenie i nadal był nakręcony. 
- Półtora. - potwierdził. - Seks na oczach wszystkich i seks we wszystkich dziwnych miejscach w jakich się da. Jedno zaliczone~! - Uśmiechnął się wesoło chwytając Shizuo za rękę i ciągnąc go do domu. - To co, zrobić ci ten obiad~?
- Podwórze było dziwne...? - mruknął, nadal nie do końca rozumiejąc. Podwórze... Słyszał o dziwniejszych przypadkach... - Ta... Znaczy... Daj składniki, poradzę sobie. - zapewnił.
- Może nie najdziwniejsze, ale... Łóżkiem nie było. Choć w sumie w łóżku jeszcze też tego nie robiliśmy, nie~? - paplał wesoło, wchodząc do domu. - Mogę dać, mogę zrobić, dla ciebie mogę wszystko~!!! - zachichotał wesoło.
- Jak dotąd najdziwniej było na koniu. - parsknął. Faktycznie, na łóżku jeszcze nie... To dopiero było dziwne. - Jak wszystko to idź chociaż się opłucz, żebyś nie zabrudził za bardzo spodni, co? - Wolał najpierw zadbać o jego wygodę. I o ilość prania, jaka się w końcu nazbiera. Choć ta myśl była śmieszna, poniekąd. Dopiero co mieli kontakt z taką ilością krwi, że gdyby to był dla niego pierwszy raz, albo chociaż jeden z pierwszych, pewnie byłoby to jakieś przeżycie.
- Dobrze~... Zaraz przyjdę. - obiecał szybko, wbiegając po schodach na górę. Gdy był już prawie na szczycie ukucnął tak, by Shizuo zobaczył jego twarz i puścił mu buziaka, zaraz potem znikając.